Zaczęliśmy strzelać dopiero po przerwie, ale gdy worek z bramkami się rozwiązał, to nie mieliśmy problemów z niżej notowanym rywalem. Czekamy na kolejnego przeciwnika, z którym zagramy w trzeciej rundzie lubuskiego Pucharu Polski.
Lech Sulechów - Falubaz Gran-Bud Zielona Góra 0:5 (0:0).
Bramki: Małecki 2 (47,63), Mycan 2 (74,87), Athenstadt (51).
Lech: Kargul - Leoszko (od 80. min Dmitrzak), Machlik, Sołtys (od 60. min Heyduk), Ratajczak, Prządka, Nowakowski (od 75. min Szczepaniak), Bajda, Fandaliuk, Hauke, Strzałkowski.
Falubaz: Budzyński - Ostrowski, Zioła, Stachurski, Athenstadt, Patelski (od 46. min Górski), Górecki, Izdebski (od 75. min Okińczyc), Żukowski (od 70. min Wierzbicki), Mycan, Czarnecki (od 46. min Małecki).
Wiedzieliśmy, że nie będzie to łatwe spotkanie i tak też się stało. Trener Andrzej Sawicki dał szansę gry w pierwszym składzie kilku młodym zawodnikom, którzy mieli doskonałą okazję do zaprezentowania pełni swoich możliwości. Do naszej bramki po wybiciu palca wrócił też Łukasz Budzyński. Mecz wyglądał tak, jak przypuszczaliśmy. Miejscowi w pierwszej połowie grali bardzo mądrze i skutecznie się bronili. Mieli przy tym trochę szczęścia, ponieważ nasi stworzyli sobie sporo sytuacji i powinni prowadzić, ale tak się nie stało. Bezbramkowy remis trzymał przy życiu rywala aż do 47. minuty. Obraz meczu odmieniło wejście rezerwowych Sebastiana Górskiego i Artura Małeckiego. Pierwszy z nich dwukrotnie asystował, a Małecki znajdujący się w świetnej formie od początku sezonu, dwukrotnie pokonał bramkarza Lecha. W międzyczasie Aron Athenstadt popisał się ładnym strzałem z dystansu i po 63. minutach prowadziliśmy 3:0. Miejscowi stracili wiarę w pozytywny rezultat, a wynik dwiema bramkami ustalił Przemek Mycan. Niemalże identycznie, jak na inaugurację w Gubinie - do przerwy tylko remisujemy, ale tuż po niej wrzucamy wyższy bieg i strzelamy przeciwnikowi tym razem pięć goli.
Trzecia runda lubuskiego Pucharu Polski odbędzie się 12 września. Nie znamy jeszcze swojego rywala.
- Na pewno nie było nam lekko, łatwo i przyjemnie - przyznał trener Sawicki - Boisko nie pomagało i ciężko było tam grać w piłkę. Pierwsza połowa to nasza przewaga i sytuacje, ale nic nie chciało wpaść. W przerwie zrobiliśmy dwie zmiany, które mocno wpłynęły na naszą grę. Worek z bramkami się otworzył, a to najważniejsze. Cieszymy się, że nikt nie odniósł żadnej kontuzji i o tej rundzie musimy już zapomnieć. Pierwsza połowa kosztowała przeciwnika sporo sił. Do tego doszły szybko strzelone nasze gole i mecz był jednostronny. Rywale mieli mniejszą ochotę do gry - podsumował trener.