Jeszcze na chwilę nawiążemy do piątego wiosennego zwycięstwa. Tuż po nim porozmawialiśmy z trenerem Andrzejem Sawickim oraz zawodnikiem Damianem Stachurskim.
Andrzej Sawicki:
- W pierwszej połowie Dąb się cofnął i zostawił nam dużo miejsca w środkowej strefie. Graliśmy jednak wolno, trochę niedokładnie i ciężko było się nam przebić. Rywal był szczelnie ustawiony, nie wychodził do nas i stał dwoma strefami. Długo pracowaliśmy na bramkę. Strzeliliśmy na 1:0, a błyskawicznie to roztrwoniliśmy. Nie wiem na co to zgonić. Wydaje mi się, że zabrakło koncentracji po zdobytej bramce. Myśleliśmy, że kolejne gole są kwestią czasu, a tak to nie działa. W kilka minut mocno utrudniliśmy sobie sprawę i zeszliśmy do szatni z niekorzystnym wynikiem. Z początku drugiej części meczu musimy być bardzo zadowoleni. Mocno przyspieszyliśmy grę, a to przełożyło się na sytuacje i bramki. Po wyjściu na 4:2 mieliśmy kolejne, ale od pewnego momentu zwariowaliśmy. Nie szanowaliśmy piłki. Przeciwnik był rozciągnięty, a my chcieliśmy grać w pierwsze tempo. Pojawiały się szybkie straty. Sami napędzaliśmy rywala. Zamiast przerzucać ciężar gry, rozciągnąć się na całym boisku, aby przeciwnik trochę pobiegał, to przystaliśmy na ich warunki. To mnie mocno irytowało. Doszła pomyłka przy trzeciej bramce i tak naprawdę mogło skończyć się remisem. W ogromnym zamieszaniu zawodnik z Przybyszowa przeniósł piłkę nad bramką. Dąb nie miał nic do stracenia i mocniej zaatakował. To moment, w którym ktoś musi wziąć ciężar gry na siebie. Przetrzymać futbolówkę, ustawić kolegów. Nie może odbywać się to na zasadzie "my wybijemy, a oni zagrają długą piłkę". Wdaliśmy się w chaos, ale tak przeważnie jest. Gdy rywal łapie kontakt i rzuca wszystko na szalę, to chce się podświadomie wybronić wynik. Nie interesuje cię aż tak gra w piłkę, a dowiezienie dobrego wyniku. Gratuluję chłopakom, bo trzeba podkreślić, że strzeliliśmy cztery gole zespołowi, który dotychczas grał na zero. To też trzeba uszanować. Wyszliśmy z 1:2 na 4:2, ale końcówka psuje obraz całego spotkania. Pozytywem była też powtarzalność. Strzelaliśmy bramki po dośrodkowaniach. Dużo pracowaliśmy nad tym przed meczem z Koroną. Akurat tam się nie udało, ale tu wyszło. Pewne rzeczy, które robimy w treningu, musimy powtarzać w meczu. To ma być automatyzm. Fajnie, że wszystko tu wychodziło. Przemek Mycan bez gola w Kożuchowie trafił dwa razy i zanotował asystę. Cieszy też gol Wojtka Okinczyca, czy Artura Małeckiego. Musimy mocniej porozmawiać nad niektórymi fazami tego meczu. Na wyższym poziomie może się to srogo zemścić.
Damian Stachurski:
- Pierwsza połowa nie była do końca taka, jak chcieliśmy. Porozmawialiśmy o tym w szatni. Przyspieszyliśmy grę, szybko strzeliliśmy trzy bramki i mecz się ułożył. Sytuacja w końcówce nam nie pomogła. Pojawiło się trochę nerwów, ale najważniejsze, że dowieźliśmy wynik. Chcielibyśmy jak najczęściej mieć takie fragmenty, jak w pierwszym kwadransie drugiej połowy. Ciężko jest tak zagrać przez 90 minut, ale zależy nam, aby te momenty trwały jak najdłużej. Przeciwnik również znajduje się w dobrej formie. Dużo biegał i wysoko zawiesił nam poprzeczkę. Tą wygraną chcemy rozpocząć kolejną serię zwycięstw. Nie wypadałoby nam potknąć się dwa razy z rzędu. Mamy trzy punkty i chciałbym, aby ta zwycięska seria potrwała aż do końca sezonu.