Aktualności

Derby dla Gorzowa

Nasz zespół pozostawił po sobie niezłe wrażenie i do 60 minuty był równorzędnym rywalem dla Stilonu. Niestety od tego momentu goście zaczęli dominować i zasłużenie wywieźli trzy punkty z Zielonej Góry.

 

W piękną słoneczną sobotę na stadionie przy ul. Sulechowskiej zjawiło się mnóstwo kibiców. Derby elektryzowały sympatyków Falubazu, którzy liczyli na pierwsze wiosenne zwycięstwo. Od pierwszego gwizdka sędziego nasi wyszli na rywala agresywnie i pozytywnie naładowani. Widać było ogromną determinację i chęć wygranej. Stilon był tym nieco zaskoczony, bo przez dłuższy czas nie potrafił poukładać swojej gry. Zielonogórzanie nie odstawali od wyżej notowanego rywala. Potrafili utrzymać się przy piłce, w końcu wygrać pojedynek na skrzydłach, czy zagrozić bramce Krystiana Rudnickiego. Kilka razy mocno zagotowało się w polu karnym Stilonu, ale niestety zabrakło nam finalizacji. Dobrze egzekwowaliśmy rzuty rożne i kilkukrotnie wychodziliśmy z groźnymi kontratakami. Gorzowianie mieli również swoje sytuacje, ale mecz był bardzo wyrównany, bez wyraźnej przewagi którejś ze stron. Niestety w 37 minucie Mateusz Bartolewski oddał precyzyjny strzał zza pola karnego. Piłka po rękach Karola Kubasiewicza wpadła między słupki i goście objęli prowadzenie. Nasi jeszcze nie zdążyli się otrząsnąć po stracie gola, a mogło być już 0:2. Sędzia podyktował rzut karny dla rywali. Do futbolówki podszedł Piotr Rymar, ale Kubasiewicz kapitalnie wyczuł jego intencje i sparował piłkę na bok. To dodało skrzydeł podopiecznym trenera Andrzeja Sawickiego. W ostatniej akcji pierwszej połowy Falubaz dośrodkował w pole karne Stilonu. Piłkę ręką zagrał Mateusz Ogrodowski, ale arbiter początkowo nie widział tej sytuacji. Z pomocą przyszedł mu sędzia asystent i po krótkiej naradzie Damian Sylwestrzak podyktował zasłużoną "jedenastkę". Rzut karny pewnie egzekwował Wojciech Okińczyc i chwilę później drużyny zeszły do szatni.

Po zmianie stron obraz gry diametralnie się nie zmienił. Falubaz za sprawą Przemysława Mycana i Szymona Kobusińskiego miał swoje okazje do zmiany wyniku, ale to samo można powiedzieć o gościach. Niestety w 60 minucie błąd w polu karnym popełnił Rafał Ostrowski. Mateusz Ogrodowski wykorzystał go bez żadnych skrupułów i wyprowadził gorzowian na prowadzenie. Od tego momentu goście całkowicie przejęli inicjatywę, a z naszej drużyny zeszło powietrze. Mogło to być spowodowane zmęczeniem, a także krótką ławką rezerwowych. Trener Sawicki nie miał zbyt dużego pola manewru. Do końca meczu Stilon stwarzał sobie kolejne okazje do podwyższenia wyniku, a jedną z nich wykorzystał rezerwowy Jędrzej Drame. Ostatecznie przyjezdni wygrali 3:1.

Falubaz Zielona Góra - Stilon Gorzów 1:3 (1:1).

Bramki: Okińczyc (45-karny) - Bartolewski (37), Ogrodowski (60), Drame (84).

Falubaz: Kubasiewicz - Ostrowski, Górski, Małecki, Cipior, Okińczyc, Droszczak, Athenstadt, Ekwueme, Kobusiński, Mycan.

Stilon: Rudnicki - Ogrodowski, Kaczmarczyk, Okuszko, Kwiatkowski, Łaźniowski, Pawłowski, Bartolewski, Flis, Ouedraogo, Rymar.

 

Trenerski dwugłos:

- Dostaliśmy gola do szatni i różnie wszystko mogło się potoczyć. Falubaz był agresywny, próbował szarpać skrzydłami i nieraz im to wychodziło. My już w tej rundzie kilka razy przegraliśmy na własne życzenie i nawet przy wyniku 2:1 nie czuliśmy, że mecz jest wygrany. Momentami było widać nerwowość. Nieskromnie powiem, ale potencjał naszych zawodników jest dużo większy. Gospodarze dali z siebie tyle, ile mogli. Natomiast byliśmy lepszą drużyną. Dzisiaj byłem trochę niespokojny i nerwowy. Niepotrzebnie wysyłałem złe fluidy zespołowi. Przy wyniku 2:1 mieliśmy taki moment, że nie potrafiliśmy wymienić kilku podań. Graliśmy długimi piłkami od bramkarza. Falubaz miał dobrą sytuację na 2:2 i od tamtej minuty zaczęliśmy dominować. Rezerwowi też wnieśli sporą jakość, z czego jestem zadowolony – podsumował trener Stilonu Adam Gołubowski.

- To był nasz najlepszy mecz z najlepszym przeciwnikiem. Gratuluję zespołowi, bo mieliśmy swoje szanse przy 1:1. Graliśmy praktycznie gołą jedenastką. Mieliśmy w środę puchar, a na ławce siedzieli chłopcy z U-17. Nie mamy takiego komfortu jak przeciwnik, który wprowadza świetnych zmienników. Tym też przegraliśmy. Postawiliśmy im trudne warunki, bo cały czas chcieliśmy grać wysoko. To sporo kosztuje i później przytrafiły się błędy. Wynikające też ze zmęczenia. Wynik jest jaki jest, ale nie mam żadnych zastrzeżeń do swojej drużyny po tym meczu – skomentował trener Falubazu Andrzej Sawicki.