Aktualności

Jarosław Miś: W drugiej połowie zabrakło myślenia na boisku

Piłkarski Falubaz wygrywa na z Tęczą Krosno Odrzańskie 2:1 w meczu 16. kolejki 4. ligi. Mimo wszystko ze spotkania w wykonaniu swoich podopiecznych nie był zadowolony trener Jarosław Miś.

KS Falubaz wygrywa na inaugurację rundy wiosennej z Tęczą Krosno Odrzańskie 2:1. Po bardzo dobrych 35 minutach, gdzie gra zielonogórzan wyglądała naprawdę dobrze, coś się zacięło. W dodatku kontakt złapali goście…

Dokładnie. Zwłaszcza ta bramka, która została stracona po naszym błędzie, bo długa piłka puszczona w kozioł spowodowała dojście do sytuacji Marcina Pieca i skończyło się straconą bramką. Od tego momentu zaczęliśmy inaczej funkcjonować. Nie znam przyczyn. W przerwie to przeanalizowaliśmy, bo już końcówka pierwszej połowy przejawiała symptomy braku pewności gry z naszej strony. Być może kontakt jednej bramki wprowadził nerwowość wśród zawodników. Przestaliśmy kompletnie grać w piłkę. Graliśmy tak, jak chciała Tęcza, czyli górna piłka z pominięciem drugiej linii. Z tego zrobił się na boisku chaos, bo nie można powiedzieć, że druga część była widowiskiem.

To nie był chyba problem fizyczny, prawda? Mówi się, że „w piłkę gra się od szyi w górę” i tu czegoś zabrakło.

Dokładnie, tak jak mówi Zbigniew Boniek. To prawda. Tych słów użyliśmy też na odprawie przedmeczowej. Ale u nas tego myślenia zabrakło w drugiej połowie. Mimo że czasami wygrywaliśmy pojedynki główkowe, to ogólna gra całego zespołu wyglądała źle. Nie było zdecydowanej gry ani z przodu, ani w środku, ani z tyłu, gdzie podejmowano kilka nerwowych decyzji. Drugiej połowy lepiej nie komentować.

Nie zabiło mocniej serducho w doliczonym czasie gry? Tęcza mogła wyrównać po stałym fragmencie, ale na wysokości zadania stanął Przemek Krajewski.

Po to są dobrzy bramkarze. W takich sytuacjach ratują zespół. Kiedy jest zagrożenie, to wtedy potwierdza się klasa bramkarza. Jak już mówiłem - wrzucane piłki stwarzały zagrożenie, a my nie potrafiliśmy sobie z tym poradzić no i Przemek uratował nam punkty.

Podsumowując - trzy punkty zostają w Zielonej Górze i to tak naprawdę jedyny powód do radości.

Tak. Z trzech punktów i z pierwszej części spotkania, kiedy graliśmy naprawdę to, co sobie założyliśmy. Było przenoszenie piłki na boki, kreowane sytuacje i oddawane strzały. To trzeba podtrzymywać, ale w zdecydowanie dłuższym wymiarze czasowym, bo 30 minut to za krótko, by w spokoju oglądać mecz.